piątek, 17 sierpnia 2007

Wspominam dzisiaj Jasona Voorheesa - niezbyt sympatycznego człowieka, którego wyczyny w pewien Piątek Trzynastego zdezorganizowały życie młodzieżowego obozu nad jeziorem.

Jason podtrzymał i ugruntował chwalebną amerykańską tradycję filmów typu "grupka dzieciaków kontra demoniczny psychopata-z-ostrym-narzędziem". Dużo krwi i bieganiny, a i tak wiadomo, że uratuje się biuściasta blondynka i sympatyczny okularnik.

Do zobaczenia w części drugiej. I kolejnych, jeśli Bóg i producent pozwolą.

Brak komentarzy: